Ogromna chęć wydostania się z lotniska popchnęła nas do kupna biletu do centrum za całe 6 Euro za łebka. Oczywiście można było przejść jeden przystanek na nogach i dopiero potem łapać autobus, no ale kto to mógł wiedzieć? Ubożsi o jakieś 24 złote wydane na jeden przejazd znaleźliśmy się w sercu miasta. W ciągu piętnastu minut kupiliśmy po kawałku pizzy w ostatnim czynnym barze i wskoczyliśmy w kolejny autobus, tym razem jadący w kierunku naszego hostelu. Końcowy przystanek, wysiadamy, a campingu ni hu-hu. Po błądzeniu po obrzeżach Bolonii, w końcu natrafiliśmy na Via Romita- ulicę prowadzącą do naszego celu. Za jakieś trzy kilometry, które przeszliśmy oczywiście na nogach, w egipskich ciemnościach i ciężkimi plecakami, ukazał się on- Centro Turistico- położony, o ironio, całkiem niedaleko od lotniska. Za noc zapłaciliśmy niecałe 20 Euro, jednak w takich warunkach jak tam, była ona warta każdych pieniędzy- ręczniki, czysta pościel, klimatyzacja, telewizja kablowa, lodówka, a nawet suszarka w łazience bardzo pozytywnie nas zaskoczyły.
Rano autobus wysadził nas w samym centrum. Samolot mieliśmy dopiero na drugi dzień o świcie, przed nami była wizja calutkiej nocy na lotnisku- to jeszcze bardziej zachęcało nas do zwiedzania. Chcieliśmy jak najdłużej być w mieście, żeby jak najkrócej koczować na lotnisku. Szesnastowieczna fontanna Neptuna, Archiginnasio z salą do sekcji zwłok, Museo Civico i jego zabytki kultury egipskiej, rzymskiej i etruskiej, ogromna bazylika San Petronio i skromny kościółek Santa Maria della Vita oraz pobliskie pizzerie i supermarket wieczorem- to wszystko, co udało nam się zobaczyć tego dnia po włączeniu "trybu Japończyka". Z nowymi wiadomościami kipiącymi z naszych głów, dotarliśmy na lotnisko. Tylko nieliczni mieli siłę na całonocne czuwanie i pilnowanie, aby w porę obudzić resztę na samolot. W imieniu całej gromady śmiem stwierdzić, że koczowanie na lotnisku to nie jest to, co będziemy wspominać najmilej.
Pomimo tego, że zegar zatrzymał się na godzinie 2:14, zdążyliśmy się odprawić i wsiąść na pokład. Niewyspanie albo całkowity brak snu sprawiły, że w oka mgnieniu zasnęliśmy w samolocie- dlatego też sam lot minął szybko i przyjemnie. Za dwie godziny wysiedliśmy i...